Powieść o niezwykłym wrześniu niezwykłego ambasadora

Wspomnień i powieści opisujących losy oficerów, żołnierzy, urzędników i zwykłych ludzi we wrześniu 1939 r. mamy wiele. Ale jak ówczesne, dramatyczne wydarzenia widzieli cudzoziemcy, raczej nie wiemy. I to był jeden z powodów dla których napisałem „Wrzesień ambasadora”.

Anthony Joseph Drexel Biddle jr był milionerem, miał ojca milionera i żonę milionerkę, został też uznany za „najlepiej ubranego Amerykanina”. Nosił kapelusz homburg i koszule w poprzeczne prążki. Już to czyniło go wdzięcznym obiektem do napisania książki. Był jednak inny, zasadniczy powód, dla którego napisałem o nim powieść: pozostawił po sobie rewelacyjny „raport Biddle’a”, w którym dzień po dniu opisał wydarzenia z tamtego września.

Biddle z żoną – przed wojną. Fot. NAC

Oczywiście, raport jest skrótowy, a napisanie na jego podstawie powieści wymagało sporej pracy – jak układania puzzli. Willa w której krótko mieszkał w Konstancinie, stoi – choć opustoszała. Ale pewności co do tej z Nałęczowa nie ma. Ulica Szeroka w Krzemieńcu (obecnie – Szewczenki) wygląda zupełnie inaczej, niż kiedyś. Zmieniły się Zaleszczyki, zmieniły Kuty, choć te ostatnie – chyba najmniej…

Rynek w Kutach. Fot. domena publiczna

Tym bardziej było to ciekawe. A szczególnie interesujące było spojrzenie Biddle’a na Polskę. Był przedstawicielem państwa neutralnego. Życzliwie nastawiony do naszego kraju, paradoksalnie, chyba miał lepsze stosunki z ministrem Józefem Beckiem, niż ambasadorzy sojuszniczej Francji czy Wielkiej Brytanii. Patrzył na Polskę trzeźwo, miał dużą wiedzę – i przekazywał do Waszyngtonu dokładne relacje z wrzesniowych wydarzeń. W tym także – informacje o niemieckich zbrodniach.

Dlatego też polecam swoją książkę!

Wrzesień ambasadora

Najważniejszy jest pomysł

Przede wszystkim zapraszam do zapoznania się z informacjami o moich książkach. Gdy ta strona powstawała, miałem ich na swoim koncie pięć, plus opowiadanie wydane w formie e-booka.

Jak powstaje książka? To zależy, jaka! W moim przypadku, powieści powstawały w efekcie jakiegoś pomysłu. Był pomysł, chodziłem z nim jakiś czas, myślałem nad nim, zastanawiałem się, jak go wykorzystać – i wreszcie siadałem do pisania. A skąd pomysł? O tym dowiecie się przy opisie każdej z moich powieści. Czasami inspiracją była inna książka czy twórczość innego autora. Ale zawsze musiał być jakiś szczególny powód, by tę nienazwaną jeszcze ideę jakoś rozwinąć.

W przypadku książek naukowych czy popularnonaukowych chodzi raczej o przekazanie wiedzy na temat jakiegoś zbadanego przeze mnie problemu. Oczywiście, z jakiegoś powodu musiałem ten problem chcieć zbadać. Czyli – musiał się dla mnie samego wydawać interesujący. Mam nadzieję, że jest też ciekawy dla czytelników.

Powieści historyczne wymagają szukania informacji i dokumentów. Część z nich można znaleźć w Internecie, ale na pewno nie wszystkie. W sumie, pisanie wymaga sporych przygotowań. Owszem, można napisać książkę science-fiction, która może być całkowicie wymyślona. Co nie oznacza, że nie powinna powstawać w sposób uporządkowany, po jakimś przemyśleniu i przygotowaniu. Pozycje naukowe z oczywistych względów wymagają bardzo dużej pracy.

Niektórzy piszą „do szuflady”, choć teraz pewno należałoby to nazwać inaczej, chyba, że zapisać plik na pendrajwie i gdzieś w głąb szuflady schować. Ja wolę, by napisane przeze mnie książki były czytane. Spodoba się Wam opis? Przeczytajcie!